Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzę ja, goszyg, z miasta Gdańsk. Z bikestats dla przyjemności i zdrowia przejechałam 10287.52 kilometrów w tym 6679.14 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.75 km/h - nie ma się czym chwalić ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy goszyg.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
87.70 km 80.00 km teren
08:48 h 9.97 km/h:
Maks. pr.:64.34 km/h
Temperatura:24.0
HR max:192 (%)
HR avg:152 (%)
Kalorie: 5092 kcal

CMTBV Etap I: Cisna -> Rymanów

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · dodano: 21.08.2011 | Komentarze 0

Cała noc w podróży, na wyjeździe z Gdańska całkiem sympatyczna pogawędka z panem Władzą ;), ale do Cisnej dotarliśmy cało i zdrowo. "Oby tak dalej" - pomyślałam, składając na trawniku przed szkołą rower do tak zwanej kupy. Chociaż kupy jako takiej na szczęście tam nie widziałam. Klocki po podróży ocierały jakoby nieco mniej, chociaż zupełnie nie wiem dlaczego. Może górskie powietrze im służy? A może coś innego? Nie wiem, w każdym razie postanowiłam zaryzykować i zostawić je na pierwszy etap (w zanadrzu miałam rozwiązanie awaryjne, ale bardzo tymczasowe, a chciałam, żeby wszystko zaczęło działać tak jak powinno, a nie prowizorycznie). Decyzja okazała się całkiem słuszna - pierwszy etap zaczął się od żmudnego wpychania roweru czerwonym szlakiem na Wołosań. Trące klocki powodowały, że rower nie staczał się do tyłu ;) Natomiast epicki zjazd z Chryszczatej do Jeziorek Duszatyńskich rozwiązał problem klocków raz na całą Carpathię :). W Duszatyniu pierwszy bufet - śmichy, chichy, rozmowy... i dalej w drogę! Od Komańczy mała modyfikacja trasy sugerowanej, zresztą zastosowana przez całkiem spore grono osób. Przerwę obiadową poczyniliśmy właśnie gdzieś w trakcie owego objazdu, nie do końca świadomi utrudnień czyhających dalej. Jak się później okazało - była ona nieco za długa... Powrót na czerwony szlak okazał się masakrą błotną. Na jego podstawie można napisać książkę "Jak w ciągu 10min podnieść wagę roweru o 75% a opony poszerzyć z 2.1 do 2.7 cala" :P Punkt 3 udało się szczęśliwie osiągnąć, potem bufet drugi i pierwsze spotkanie z najzajebistszym serwisantem wśród serwisantów, czyli z Jaro. Po bufecie pełni optymizmu i zdopingowani ruszyliśmy na kolejny podjazd, po wczołganiu się na górę wkrótce dotarliśmy do PK 4, ale najgorsze było dopiero przed nami. PK 5 zlokalizowany został na szczycie pewnego podłego podjazdu? A skąd! To było podejście, czołganie się w błocie po przewalonych drzewach. Osobę odpowiedzialną za poprowadzenie trasy tamtędy chciałabym tam zobaczyć jadącą na rowerze. Gotowa jestem zaopatrzyć się w kalosze, wziąć aparat fotograficzny i udać się tam w celu obserwacji i dokumentacji jej zmagań. No ale... może next year :P Punkt 5 udało się osiągnąć chwilę przed 20tą, jednak pomimo jego gorącego dopingu nie udało się w półmrocznym lesie zjechać dostatecznie szybko, żeby zmieścić się w limicie czasu na mecie. A zabrakło tak niewiele... Cóż, wnioski na przyszłość wyciągnięte. A zabawa wcale się nie skończyła, wręcz przeciwnie - teraz dopiero zaczęła się zabawa na luzie i bez napinki :D
Kategoria Zawody, Carpathia, Góry



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!