Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzę ja, goszyg, z miasta Gdańsk. Z bikestats dla przyjemności i zdrowia przejechałam 10287.52 kilometrów w tym 6679.14 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.75 km/h - nie ma się czym chwalić ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy goszyg.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
77.20 km 70.00 km teren
07:02 h 10.98 km/h:
Maks. pr.:54.60 km/h
Temperatura:23.0
HR max:170 (%)
HR avg:133 (%)
Kalorie: 3204 kcal

CMTBV Etap III: Krynica -> Szczawnica

Środa, 17 sierpnia 2011 · dodano: 21.08.2011 | Komentarze 0

Plan na dziś - dojechać o takiej porze, żeby zobaczyć jak wygląda meta, baza itp. jak ludzie jeszcze nie idą spać ;) Ale na początek Jaworzyna Krynicka. Nie ma to jak cholera-wie-ile kilometrów podjazdu na początek gorącego, słonecznego dnia. Podjazdu lub też podejścia - jak kto woli ;) Albo jak kto umi. U mnie było tak pół na pół ;) A że gorąco, to kask wisiał na kierownicy, zamiast na głowie, bo już uszami dymiło. No ale na szczyt góry to trzeba wjechać, a nie wejść jak jakiś leszcz. Więc nie założywszy kasku (bo po co mi przy prędkości 3,5km/h?) jęłam podjeżdżać końcówkę drogi na sam szczyt. Schronisko, tłumy ludzi, kolejka gondolowa nad głową... aż tu nagle kask hyc! i się ześlizgnął z kiery. Jak to zrobił - nie wiem, bo musiał jeszcze pokonać róg. Ale zrobił to, czego efektem było przejechanie go tylnym kołem, czego z kolei efektem było posiadanie kasku w trzech kawałkach :D Na szczęście największy kawałek był na tyle duży, że jako atrapa siedział na mojej głowie. Pamiątkowe fotki i dalej w trasę! Trochę w górę, trochę w dół... i epicki zjazd do Łomnicy! W części leśnej-nieasfaltowej kilka pogawędek ze śmiercią. Całkiem fajna babka, można się dogadać ;) Umówiłyśmy się, że na jakiś czas da mi spokój. W Piwnicznej bufet i jak zwykle Pan Tato jako V.I.P. No 1 ;) A potem atak na Eliaszówkę. Oczywiście z d... strony, bo to nam najlepiej wychodzi ;) Po drodze spotkaliśmy ekipę Paracarpathia, więc było z kim chociaż przez chwilę pogadać. Eliaszówkę udało się zdobyć, chociaż poprzedzone to było wczołganiem się (bo inaczej tego nazwać nie umiem) na Przeł. Obidzowa. Masakra jakaś, w dodatku w palącym słońcu... A potem kolejny epicki zjazd - żółtym szlakiem do Dol. Białej Wody i przez Jaworki i Szlachtową do Szczawnicy. Tam lanserka na deptaku nad Grajcarkiem i meta w parku linowym. I udało się nawet zobaczyć końcówkę dekoracji!!! A potem płot szkolny w 100% zawieszony praniem i suszeniem ;) Warto też dodać, że kolacja była znakomita, bo restauracyjna :D A nocleg na zbiorowej sali, gdzie śmierdziało, chrapało i chodziło po głowie od 5 nad ranem okazał się wcale nie być taki zły. Chyba odpowiednio zmęczony człowiek ma wylane na wszystko ;)
Kategoria Zawody, Carpathia, Góry



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!