Info
Więcej o mnie.
		
		Wykres roczny
                 
		Archiwum bloga
- 2015, Sierpień2 - 0
 - 2015, Lipiec3 - 0
 - 2015, Czerwiec5 - 0
 - 2015, Maj6 - 0
 - 2015, Kwiecień5 - 0
 - 2015, Marzec4 - 0
 - 2014, Październik2 - 0
 - 2014, Czerwiec4 - 0
 - 2014, Maj14 - 0
 - 2014, Kwiecień12 - 0
 - 2014, Marzec7 - 0
 - 2013, Listopad1 - 0
 - 2013, Październik2 - 0
 - 2013, Wrzesień5 - 0
 - 2013, Sierpień12 - 0
 - 2013, Lipiec12 - 0
 - 2013, Czerwiec9 - 0
 - 2013, Maj11 - 2
 - 2013, Kwiecień11 - 2
 - 2013, Marzec4 - 1
 - 2012, Listopad1 - 0
 - 2012, Październik2 - 8
 - 2012, Wrzesień3 - 4
 - 2012, Sierpień11 - 2
 - 2012, Lipiec13 - 7
 - 2012, Czerwiec7 - 1
 - 2012, Maj9 - 0
 - 2012, Kwiecień7 - 5
 - 2012, Marzec8 - 1
 - 2012, Styczeń1 - 0
 - 2011, Grudzień2 - 0
 - 2011, Październik3 - 8
 - 2011, Wrzesień12 - 0
 - 2011, Sierpień13 - 0
 - 2011, Lipiec17 - 0
 - 2011, Czerwiec21 - 12
 - 2011, Maj30 - 13
 - 2011, Kwiecień16 - 19
 - 2011, Marzec4 - 0
 
Dane wyjazdu:
	    
      
	       32.02 km 
	       30.00 km teren
	    
	    
	       01:50 h
	       17.47 km/h:
	    
        Maks. pr.:41.62 km/h
        Temperatura:20.0
        HR max:190 (%)
        HR avg:145 (%)
       
        Kalorie: 1031 kcal
        Rower:Zabójcza Trucizna
	  Auuć
Wtorek, 13 września 2011 · dodano: 13.09.2011 | Komentarze 0
Co to u licha było?! Zasiadłam na rowerze pełna zapału i energii. Zanosiło się na zajebistą moc i chęć. Ale się wzięło i zesrało. Początek jeszcze był niezły. Tylko po to, żeby potem mogło się jechać coraz gorzej. Po pierwsze i najważniejsze i najbardziej niepokojące - zaczęły mnie napierdalać zatoki. Jesień idzie czy jak? Fuck. Po drugie, chcąc ominąć drogę, którą właśnie skanska czy inne dziadostwo psuje, żeby zrobić z niej drogę-dogodną-dla-czterokołowców, wpakowałam się w totalną srakę i kaszanę. Czyli w drogę porozjeżdżaną traktorem, zawaloną hektotonami gałęzi, konarów, kłód, pni i wszystkiego temu podobnego. No i co?! Rower na ramię i śmigam. Ta... czołgam się raczej uważając, żeby sobie nogi nie wykręcić pomiędzy gałęziami. A potem to mi się już w ogóle wszystkiego odechciało, nawet powrotu do domu, bo opcja ta wymagała ode mnie dalszej jazdy, a zatoki napierdalały niemiłosiernie. Ot co. Wróciłam i zdechłam. W ciepłych skarpetkach, przed kompem, udając, że się uczę. Z teoretycznie dotlenionym mózgiem - czyli efektywniej :PJedyne dobre, co mnie spotkało, to 3 sarenki, które w ogóle się nie bały, więc mogłam je dłuższą chwilę obserwować z odległości nie większej niż 5m :)
 Kategoria Treningi?
	  Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!
	
